Strony

czwartek, 28 lutego 2013

Dlaczego kupno a nie wynajem, a może odstępne?


Odpowiedź na to pytanie to kwestia bardzo indywidualna. Nikt nie może podjąć tej decyzji za nas, nikt też nie powinien przekonywać nas, że jedno rozwiązanie jest lepsze od drugiego. W takim razie co wybrać i jak podjąć tę decyzję? Przede wszystkim nie kierujmy się emocjami. Zdaję sobie sprawę, jakie to jest trudne, jednak tylko chłodna kalkulacja i trzeźwe spojrzenie w przyszłość daje jako takie zabezpieczenie przed wpędzeniem się w finansowe tarapaty. To tak ogółem wstępu, a teraz do rzeczy. Jak już wspominałam, u nas momentem decydującym były zaręczyny. Trzeba zamieszkać razem, no bo jak mamy budować wspólną przyszłość mieszkając z rodzicami. Najprostszym i najszybszym rozwiązaniem wydaje się być wynajem, ale czy najkorzystniejszym. Z założenia K jest przeciwnikiem kredytów, ja zresztą też ale chcąc odłożyć potrzebną kwotę  na zakup chociażby kawalerki czekałoby nas ładnych parę lat osobno.To nie tak, że nie mieliśmy żadnych oszczędności. Myśl o kupnie mieszkania krążyła w naszych głowach już dużo wcześniej, a mieszkając u rodziców naprawdę da się odłożyć trochę grosza. Jest to tylko kwestia chęci, wyznaczenia sobie priorytetu i dużego samozaparcia. Stanęliśmy przed odwiecznym dylematem wielu par, K chcę wynająć ja chcę kupić. Kłócić się o to szkoda nerwów. Tylko spokój i racjonalne podejście do tematu może nas uratować. Podliczyliśmy nasze zaskórniaki, na wkład własny powinno wystarczyć. Rodzice zaoferowali pomoc (chyba mają dosyć dzieci w domu :)). Ale to tylko mała część tego co potrzebujemy. Bez kredytu nie ma szans. No to może jednak wynajem? Nie, nie, nie chcę wynajmować, nie chcę płacić czyjegoś kredytu czy faktycznie inaczej się nie da? K umowa o pracę na czas nieokreślony, ja umowa o pracę na czas określony, czy w takim przypadku dostaniemy kredyt? Nie ma co gdybać, trzeba to sprawdzić. Po rozmowie z kilkoma doradcami okazało się, że lepiej jak K sam będzie ubiegał się o kredyt, ja tylko zaniżam naszą zdolność kredytową. Nie rozumiem tego do końca, ale na mądre bankowe przeliczniki nie ma mocnych, tak jest i koniec. Ok mamy troszkę oszczędności, powinno udać się otrzymać kredyt, więc jest szansa na kupno mieszkania. Czas określić czego oczekujemy i czy środki, którymi dysponujemy nam na to pozwolą. Nie chcemy się spłukać do ostatniej złotówki. Staramy się być rozsądnymi ludźmi, dlatego ustalamy, że rata kredytu i opłaty za mieszkanie muszą być na takim poziomie, że w razie czego sobie poradzimy. Kredyt to duża odpowiedzialność, bank nie ma skrupułów i w jednej chwili może zabrać to, na co tak ciężko pracowaliśmy, dlatego priorytetem staje się możliwość zapłaty raty za wszelką cenę. Obmyślamy plan awaryjny, jest samochód, który w ostateczności można sprzedać, w najgorszym scenariuszu można też wynająć mieszkanie i wrócić na garnuszek do rodziców lub rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady :).  Będzie ciężko, wymagania konkretnie ustalone, a możliwości ograniczone. Wyliczając wszystkie za i przeciw udaje mi się przekonać K, że w dłuższej perspektywie czasu kupno mieszkania będzie dla nas dużo bardziej opłacalne niż wynajem. Jak sami widzicie, dylematów przy podjęciu tej decyzji mieliśmy sporo. Czy okazała się ona słuszna, czy wzięliśmy pod uwagę wszystkie możliwości? Czas pokaże, czeka nas "kilka" ładnych lat z kredytem na głowie, ale w perspektywie płacimy za swoje i to jest dla nas największą motywacją.
Co do odstępnego, inaczej wynajmu długoterminowego. Przepisy są dość niejasne w tej kwestii, jednak warto wziąć również takie rozwiązanie pod uwagę. Oglądaliśmy parę mieszkań za odstępne. Ich ceny wahały się od około 20 do nawet i 60 tyś. Są to jednak zazwyczaj mieszkania do generalnego remontu, a wkład finansowy, który poniesiemy, nie będzie zwrócony. Czynsz w takim mieszkaniu również jest zdecydowanie wyższy niż np. w mieszkaniu spółdzielczym i dochodzi kwestia ogrzewania. Ponieważ większość takich mieszkań mieści się w kamienicach, to są to mieszkania wysokie, ogrzewane gazem lub prądem, a przynajmniej my na takie trafialiśmy. Wszystko jest kwestią kalkulacji, możliwości oraz opłacalności takiego rozwiązania, a akurat w naszym przypadku to nie było to, czego oczekiwaliśmy. 
P.S. Życie bardzo szybko potrafi zweryfikować nasze założenia, 3 dni temu dostałam wypowiedzenie w pracy :(. O tym czy i jak sobie radzimy w kolejnych postach :).

poniedziałek, 25 lutego 2013

Jak to się zaczęło.



Ciężko pisać o czymś co wydarzyło się kilka lat temu, więc pewnie będzie trochę chaotycznie, jednak to decyzje z przeszłości doprowadziły nas do momentu, w którym znajdujemy się dzisiaj. Ja i K bo tak go będę tutaj nazywać jesteśmy ze sobą 5 lat. Wiadomo jak to jest na początku. Motyle w brzuchu i nieodparta chęć spędzenia ze sobą każdej wolnej chwili. Niestety, mieszkając z rodzicami ciężko sprostać tym potrzebom i ciągle jest mało tej drugiej osoby. Po roku czasu mieliśmy dosyć i to właśnie wtedy pojawiła się myśl o wspólnym mieszkaniu. Jednak od myśli do realizacji daleka droga. Koszty, koszty, koszty... Na szczęście los nam pomógł i pojawiła się możliwość zamieszkania razem za cenę samych opłat, minus - czas tego luksusu 2 lata. Mieszkanie, stan fatalny. Ale co tam młodzi i niedoświadczeni porwaliśmy się z motyką na słońce. Miało być tylko odmalowanie, a skończyło się na pół rocznym generalnym remoncie. Pewnie nie jeden nazwał nas szaleńcami, ale dla nas to była wielka frajda, mogliśmy tworzyć coś wspólnego, co bardzo umocniło nasz związek, no i tym sposobem przeżyliśmy nasz pierwszy wspólny remont. Niestety czas szybko leci, ani się obejrzeliśmy i nadszedł czas wyprowadzki. Ponieważ nie mieliśmy miejsca, gdzie wspólnie moglibyśmy dalej mieszkać postanowiliśmy, że każde z nas wróci do rodziców. Na dwa, może trzy miesiące nie dłużej, a potem coś wynajmiemy. Los lubi być przewrotny albo my mamy takie wygórowane wymagania, sama nie wiem. W każdym razie stosunek ceny jaką byliśmy w stanie zapłacić (ok. 1800zł z opłatami) do warunków jakich oczekiwaliśmy (2 pokoje odnowione z dobrym dojazdem do centrum), nijak miał się do tego co oferuje rynek. I tak mijały kolejne miesiące, co raz częściej pojawiała się myśl o kupnie mieszkania. Stuknęły nam 4 lata bycia razem i mój kochany K się oświadczył. Musieliśmy wybrać albo natychmiast coś wynajmiemy albo kupujemy mieszkanie. Gryźliśmy się z tą myślą jakiś czas, aż zapadła decyzja. Damy radę kupujemy mieszkanie. I w ten oto sposób narodziła się historia naszego wspólnego M.

Witajcie!

Własne M to marzenie chyba każdej pary. Fajnie jest powiedzieć "kupiliśmy mieszkanie", jednak pod tymi prostymi słowami kryje się masa wyrzeczeń, biegania i załatwiania. Chciałabym się z Wami podzielić jak to wyglądało i nadal wygląda w naszym przypadku oraz jak staramy się nie zwariować :).