Strony

sobota, 9 marca 2013

Mamy pozwolenie na wyburzenie ścian!

Rozpoczyna się jeden z ważniejszych dla nas momentów. W końcu nastąpi konfrontacja tego, co zrodziło się w naszych głowach i na papierze, z tym jak faktycznie będzie to wyglądać w rzeczywistości. W tej chwili mieszkanie ma cztery pokoje i małą kuchnie. Ponieważ obydwoje jesteśmy gotujący, a szczególnie lubimy robić to razem, postanowiliśmy powiększyć ta przestrzeń i połączyć kuchnię z pokojem, robiąc tym samym kuchnio-jadalnie. Taka przebudowa daje nam też możliwość powiększenia i rozsądniejszego zagospodarowania łazienki oraz toalety. Połączymy je razem i dorzucimy kawałek korytarza, tak żeby K 193 cm wzrostu, siedząc na kibelku nie musiał wystawiać nóg na zewnątrz. Sprawa wydawała się prosta, ścianki działowe bierzemy i burzymy. Nie do końca tak jest. Po pierwsze ściany w betonie trzeba wycinać, ok i tak to będą robić fachowcy więc znają się na rzeczy. Po drugie pozwolenie. Potrzeba czy nie potrzeba. Z tego co czytałam, to ze ściankami działowymi w mieszkaniu można zrobić co się chce. Nie są integralną częścią budynku i nie wpływają w większym stopniu na jego konstrukcję. Jednak to właściciel mieszkania odpowiada, za wszelkie uszkodzenia powstałe w wyniku ich usunięcia. Chociaż nie sądzę, żeby cokolwiek złego się stało ustaliliśmy z K, że bezpieczniej będzie dopełnić wszystkich niezbędnych formalności. Ponieważ mieszkanie jest spółdzielcze, to właśnie do spółdzielni złożyliśmy pierwsze pismo, z prośbą o przeprowadzenie prac remontowych. Czas na odpowiedź - miesiąc. W między czasie zajęliśmy się poszukiwaniem odpowiedniego wykonawcy. Wybór padł na sprawdzoną ekipę, poleconą przez znajomego. Już przy pierwszych oględzinach, padło pytanie o pozwolenie. Niby nie potrzeba, a jednak lepiej, żeby było szczególnie, że przebudowa dotyczy kuchni, w której znajduje się gaz. Nie jestem ekspertem w tych sprawach, ale po prostu wydaje mi się, że przepisy nie są do końca jasne w tej kwestii i każdy interpretuje je po swojemu. Na szczęście nasze pismo już było złożone, wystarczyło tylko czekać na odpowiedź. Z tego co się dowiedziałam w spółdzielni, dla nich takie zgłoszenie jest ważne, gdyż zmienia się powierzchnia lokalu oraz rozmieszczenie pomieszczeń, a tym samym trzeba zmienić kartę lokalu, która znajduje się m.in. w spółdzielczej dokumentacji. Ma to szczególne znaczenie, przy zawieraniu umów notarialnych zbycia, darowizny czy dziedziczenia gdzie trzeba przedłożyć dokumentację, dotyczącą danego mieszkania. Jak na razie nie planujemy sprzedaży, w końcu dopiero co dokonaliśmy zakupu, jednak na przyszłość wszystko już będzie załatwione. Niestety na pozwoleniu ze spółdzielni się nie skończyło. Początkowy banan na twarzy zmienił się w grymas, gdy przeczytaliśmy, że musimy również dokonać zgłoszenia w wydziale urbanistyki i architektury urzędu miasta oraz w Geopozie dokonać na własny koszt, powykonawczej korekty w kartotece lokalu. Szybkie sprawdzenie jakie dokumenty trzeba złożyć, wnioski wypełnione K jedzie do urzędu miasta. I po raz kolejny czas na decyzję miesiąc. No nic musimy być cierpliwi. Chyba nie muszę mówić, jak wielkie było moje zaskoczenie i radość, gdy po tygodniu miałam odpowiedź. Nie ma podstaw do wniesienia sprzeciwu, jest zgoda, możemy zacząć remont :)



Plan przed i po wyburzeniu ścian. Dzięki likwidacji jednego pokoju mamy miejsce, żeby wstawić duży stół. W korytarzu planujemy dwie wnęki na zabudowę szaf. A w łazience powinno się znaleźć miejsce zarówno na wannę jak i prysznic.




Ściana, której zamierzamy się pozbyć.





I ta sama ściana od strony kuchni.





Łazienka z ubikacją również zostaną przebudowane.


2 komentarze:

  1. Po pierwsze gratuluję własnego, wymarzonego M! Czytajac od początku bloga miałam wrażenie jakbym czytała o własnych przeżyciach :) Też mieliśmy podobne wymagania, też kupilismy mieszkanie do remontu oblepione tapetami :) Remont trwał ponad rok i nadal nie wszystko zrobiliśmy ;)Będę Cię obserwować i kibicować!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zdecydowanie bardziej funkcjonalnie po przeróbce :-)

    OdpowiedzUsuń